Główny wątek reporterskiego śledztwa łączy trzy wersje tej samej opowieści. Historia zdaje się być osadzona w okresie pomiędzy rządami dynastii Qingów i wojny z Japonią (1894-1895) a wczesnym okresem Republiki Chińskiej proklamowanej w roku 1911.
Reporter „Gazety Rekreacyjnej” zostaje oddelegowany na prowincję, aby zbadać sprawę zagadkowych wypadków, związanych z ludowym rytuałem tworzenia papierowych podobizn zmarłych - serio. Jest to o tyle wątpliwe, że tamte burzliwe czasy obfitowały w wydarzenia wstrząsające podstawami chińskiego społeczeństwa, cierpiącego z powodu kolonialnego ucisku, wewnętrznych waśni i towarzyszących im bratobójczych walk, głodu itd. Jakby tego było mało, twórcy chcą, aby reporter wracał w swych dociekaniach do sprawy sprzed dwudziestu lat - naprawdę. Trudno sobie wyobrazić, aby ktoś zażywał „rekreacji”, pochylając się nad artykułem na temat nawiedzonych papierowych kukieł, gdy przez kraj przetaczają się wojny, powstania, walki konkurujących politycznych frakcji, fale uciekinierów, epidemie i klęski głodu wyludniające całe prowincje - niemniej tak to właśnie poprowadzono.
Nie warto w tym miejscu opisywać przebiegu akcji, która została podzielona na szereg uzupełniających się stopniowo puzzli, ujawniających zarówno motywy postępowania postaci, jak i przebieg wypadków ujęty z perspektywy różnych punktów widzenia. Na początku historia męczy swą zagadkową zawiłością, więc jeśli ktoś się zniechęci i pogubi w ciągu pierwszych 30 minut, to raczej niczego nie poskłada na późniejszym etapie.
Cała opowieść ma w moim rozumieniu charakter wybitnie edukacyjny i jest skierowana przede wszystkim do szerokich mas chińskiego społeczeństwa. Dopiero przyjmując, że obcujemy z dziełem tworzonym na rynek wewnętrzny, daje się z tego coś wyciągnąć. Jak dla mnie to historia piętnująca ludowe zabobony oraz starą tradycję, stawiającą na piedestale pierworodnego syna, a szerzej męskich potomków w ogóle, jako gwarantów przedłużenia linii rodowej. Takie podejście koresponduje również z aktualnymi demograficznymi problemami Chin, w tym brakiem 30-40 milionów kobiet, co jest wynikiem powszechnego uśmiercania dziewczynek w celu ominięcia zakazu posiadania więcej niż jednego dziecka (obowiązującego w latach 1977-2015) i zachowania możliwości spłodzenia syna. Taką interpretację wspiera fakt, iż cała intryga kręci się wokół prób ofiarnego zgładzenia córki, co w ramach szamanistycznych obrzędów ma rzekomo pozwolić na ocalenie ciężko chorego syna.
Jeżeli potraktować dzieło w oderwaniu od historycznego kontekstu i jego propagandowej aktualnej reinterpretacji, to w mojej subiektywnej ocenie całość, choć dynamiczna i sprawnie opowiedziana, pozostaje dla zachodniego odbiorcy dziełem o nikłej wartości poznawczej.
Niestety nie udało mi się znaleźć informacji na temat chińskiej tradycji tworzenia pełnowymiarowych papierowych podobizn zmarłych. Być może to jest jakiś trop, umożliwiający inne spojrzenie na fabułę.