Pełen postaci, których psychologia jest bardziej zaawansowana niż co niektóre zadania matematyczne The Banshees of Inisherin to powolna i na pierwszy rzut oka spokojna podróż przez krainę pełną pięknych widoków oraz świetnego aktorstwa, któremu towarzyszy genialny scenariusz. A to wszystko ukazane w ślicznych nutach skrzypiec. Najnowsza pozycja Martina McDonagha jest śmieszna, tragiczna a momentami szokująca i nieprzewidywalna. Zostawia nas z istotnym oraz ciężkim do zinterpretowania zakończeniem, które pozostawia po sobie kilka zawiłych pytań.
Dżizas, przecież ten film jest totalnie o niczym, cały seans się czeka, aż coś się wydarzy, a bohaterowie dwaj główni są nie do zniesienia przez te swoje ułomności. Nie dość że nudny, to jeszcze skrajnie głupi jest ten film i przysięgam, że za każdego, komu się podobał utnę sobie palec i pojadę, by mu go w odbyt wsadzić, tak by już nigdy nie wyszedł.
Jedyne pytanie, jakie zostawia po sobie zakończenie to - co to za ch.uj.stwo?
Dokładnie, jeden wielki przerost formy nad treścią. Skrojony gniot pod ewentualne festiwale.
Pewnie. Zapewne nie chodzi ci o samo imię bohatera więc pozwól, że rozwinę. Colom jest powszechnie cenioną postacią na wyspie i wszyscy mieszkańcy lubią spędzać z nim czas. Mimo że jest to jedna z głównych rzeczy, jakie pragną inni bohaterowie, on nie jest w stanie się z tego cieszyć. Czuje się jak odludek życia, do którego dąży. W jego oczach znacznie ważniejsze jest dziedzictwo niżeli znajomości.
Mimo że główne postacie mogą wydawać się takie same, każdy z nich ma całkowicie inne motywy.
to można odkryć po kilku minutach i sklecić w jednym zdaniu (zresztą on sam o tym mówi w filmie, jakby ktoś się nie domyślił, aż dziw, że nie rozdawał broszur i nie wysyłał memo), co w tym zaawansowanego?
Colom ma wszystko, czego potrzeba do szczęścia mimo to zachowuje się jakby miał depresję.
Colom uważa, że skrzywdzenie drugiej osoby w celu udoskonalenia własnego życia jest uzasadnione, lecz kiedy umiera osioł Padraica Colom zaczyna mu współczuć.
Colom preferuje rozmawiać z policjantem, który nadużywa własnego syna niżeli ze swoim przyjacielem, dopóki ta rozmowa nie będzie hamować jego podróży do osiągnięcia czegoś wielkiego.
Colom chce zostawić po sobie dziedzictwo związane z muzyką mimo to odcina wszystkie palce lewej dłoni, wtedy kiedy Padraic zaczyna mu w tym przeszkadzać.
Kręgosłup moralny Coloma jest dosyć zawiły, ponieważ niema on problemu z dotkliwym ranieniem swojego przyjaciela tylko po to, żeby realizować to czego pożąda, a mimo to momentami dostaje przebłyski, w których jest w stanie odłożyć swoje dziedzictwo na drugi plan.
Nie powiedziałem, że jego psychologia jest ciężka do zrozumienia, (co z jakiegoś powodu sugerujesz). Tylko że jest zaawansowana.
nie musisz mi tego pisać, jak pisałem, nie widzę tutaj nic zaawansowanego, ot, chyba większość myślących ludzi na takim zadupiu by to odczuwało prędzej, czy później obcując z tym samym przez lata, jednocześnie samemu niczego nie zmieniając
ja czekałem na drugą warstwę (dlaczego? co nim kierowało? tragedia skrywana, coś ukrywa, czegoś się dowiedział itp.) lecz nic nie dostałem, wtedy fabuła ładnie by rozkwitła
Colom ma wszystko, czego potrzeba do szczęścia - tutaj to chyba raczej on decyduje, widać nie wszystko (i to następny temat na fajne rozwinięcie, czego nie otrzymaliśmy)
reżyser jeśli nam już daje pewne kluczowe dla filmu zdarzenie, to już mógł dać nawet niechronologicznie jego wytłumaczenie scenami z niedalekiej przeszłości, co byłoby ciekawsze i wiedzielibyśmy 'dlaczego' nawet ja jako random z netu to widzę
Czasem codzienność i czas nas pchają ku jakimś działaniom, nie musi to być tragedia lub bóg wie jaka tajemnica.
On się nie zachowuje "jakby miał depresję" - on ją ma i dodatkowo kryzys wieku średniego, który jest raczej dość powszechnym stanem umysłu u facetów z wysokim peselem. Przyznaje nic tu nie jest zaawansowane (oprócz wieku).
Ten film mega że mną został, miałam łzy w oczach na wielu fragmentach, ale pod koniec to już trudno było mi wytrzymać. Wspaniałą gra Colina Farella, od razu kupujesz całego jego bohaterami że swoją głupota, ale i wrazliwoscoa na drugą osobę i na siebie. Jego głupota jest też pewnego rodzaju blogoslawienstwem w tym smutnym miasteczku, gdzie każdy czeka tylko na śmierć i jedynie on i Dominic mają jakąś wrażliwość do ludzi. Do czasu kłótni Patrick jest chyba jedyna osoba zadowolona ze swojego zycia- ma przyjaciela, siostrę, nie wie że również mają go za głupka. Kłótnia sprawia, że raz zdobywa świadomość z którą mu trudniej, dwa wystawia gi na próbę, bo jego życie przedtaje być pelne, jednocześnie nie potrafi ruszyć dalej bez przyjaciela tylko uproczywie chce by było jak dawniej. W pewnym momencie jego wrażliwość zostaje wystawiona na tyle prób, że się jej wyzbywa - przyjaźń zamienią na nienawisc i nie ma już serca dla ludzi wokół siebie, tylko do zwierząt pozostaje czuły.
Pomyśl o filmie w ten sposób: Paterick jest duchem. Colm " nie lubi go" od wczoraj,od chwili gdy Paterick odszedł( vide" chciałem zagrac ten utwór na twoim pogrzebie"). Reszta to rozpacz,proba poradzenia sobie z pustką po bliskim człowieku. I wiedźma- śmierć,obecna cały czas.