Zawsze po obejrzeniu, tego filmu ogarnia mnie spokój wewnętrzny.
Odpowiadając na pytanie: myślę, że nie ;)
Ten film ma w sobie dużo ciepła, mimo wytykanej powtarzalności, schematyczności i przewidywalności. Ostatnio go sobie przypomniałam i znów uderzył mnie swoją prostotą. To tego rodzaju kino, które nie potrzebuje fajerwerków, nie jest przedramatyzowane i wcale nie musi takie być.
Banalny? Możliwe. Jednak w swojej banalności niezwykle ujmujący, przez co nie da się o nim zapomnieć i z całą pewnością będzie się do niego wracać nie raz. I ja za każdym razem się wzruszam, ale to wzruszenie zostawia właśnie takie miłe ciepło na serduchu.
Poza tym oglądanie Freemana i Nicholson w jednym filmie to czysta przyjemność.
Tylko: kto tłumaczył tytuł na polski? Rob Reiner pewnie by się skrzywił, gdyby się dowiedział, że Polacy przerobili tytuł jego filmu "The Bucket List" na "Although time chases us".