Dawno temu przedstawiciele pewnej wytwórni odwiedzili Luciano Vincenzoniego, jednego z współtwórców scenariusza do wcześniejszego filmu Sergio Leone. Wytwórnia wyszła z propozycją realizacji
Dawno temu przedstawiciele pewnej wytwórni odwiedzili Luciano Vincenzoniego, jednego z współtwórców scenariusza do wcześniejszego filmu Sergio Leone. Wytwórnia wyszła z propozycją realizacji kolejnego spaghetti westernu. Luciano blefował, że wraz z producentem i reżyserem pracują nad kolejnym interesującym filmem, w którym bohaterami mieli być dwaj rewolwerowcy poszukujący złota na amerykańsko-meksykańskiej granicy. Jego blefowanie doczekało się nie tylko dużego zainteresowania, ale także wsparcia kwotą wysokości miliona dolarów. Tak oto twórcza improwizacja współscenarzysty przemieniła się w film godny zapamiętania. "Dobry, zły i brzydki" jest klasykiem i obowiązkową pozycją dla każdego kinomana.
Głównymi bohaterami napędzającymi w niezwykle klimatyczny sposób fabułę są Blondyn (Clint Eastwood), małomówny rewolwerowiec, zdolny do dwulicowych zagrań w obliczu garści dolarów, oraz Tuco Ramirez (stworzony wręcz do tej roli Eli Wallach), rozgadany meksykański desperado, oskarżony o wiele przestępstw w kilku stanach, lecz nawet taki łajdak jak on ma swojego anioła stróża. Żyją oni w obliczu wojny między Północą a Południem, lecz fakty historyczne nie są tu aż tak ważne. Co więcej, bohaterowie nie okazują zainteresowania wojną i wspólnie ruszają po cztery worki wypełnione złotem, zakopane na cmentarzu w jednym z grobów. Jednak nie są sami. Tuż za nimi wyrusza łowca nagród Anielskooki (Lee Van Cleef), który, kiedy jest opłacony, wykonuje swoją robotę do końca. I tym razem nie spocznie, póki złoto nie będzie jego.
Sergio Leone jako jeden z nielicznych reżyserów czuł magię kina. Jego filmy zostały docenione nieco później, lecz tylko dlatego, że wyprzedzał on swoją epokę i wiedział, czego oczekuje współczesny widz. Jednak perfekcjonizmu nie osiągnąłby bez pomocy niezapomnianego Ennio Morricone oraz mistrza sztuki operatorskiej Tonino Delli Colli, który swoimi długimi ujęciami i mocnymi zbliżeniami na pustynię czy też oczy potrafił trzymać w napięciu.
Rzadko kiedy zdarza się, żeby muzyka tak świetnie współgrała z filmem. To zasługa między innymi reżysera. Miał on w zwyczaju bowiem puszczanie na planie muzyki, co wprawiało aktorów w odpowiedni nastrój. Ennio Morricone dzięki klimatycznemu motywowi "wycia kojotów" podczas napisów początkowych, zapisał się na stałe w elicie najlepszych kompozytorów wszech czasów. Jego ścieżka dźwiękowa wpada na długo w ucho i widz z chęcią powraca do obejrzenia Trylogii dolara.
Jedno z pięciu arcydzieł westernów zasługujących na uznanie i zapamiętanie. Niewiele jest obrazów, które potrafią wciągnąć widza w środek akcji bez zbędnych technik 3D i pozwalających poczuć chciwość oraz zaślepienie bohatera, kiedy ten desperacko poszukuje grobu, gdzie ukryte jest bogactwo.