AUNG SAN SUU KYI spędziła w tzw. areszcie domowym sporo czasu, wiele rzeczy przemyślała. Brakowało mi pogłębionego wglądu w jej poglądy, podane są tylko w ogólnym zarysie. Wiadomo, że przed wyjazdem do Birmy coś pisała, w tym o ojcu, nie wiadomo jednak, co. W jednej scenie, już w Birmie, pokazane jest, jak swoje przemyślenia przelewała na papier i robiła cos w rodzaju plakatów. Były tam jej poglądy np. o polityce, o odwadze. Ale też było tego mało. Gdy się odzywała na wiecach, to były to głównie te same slogany. W filmie jest cała masa scen z tłumem, który trzyma zdjęcia jej ojca. Wiele osób się na niego powołuje, a tymczasem jego dokonania potraktowane są gorzej niż marginalnie.
I do tego wszystkiego brakowało mi pokazania po jej stronie zwykłych, ludzkich uczuć, wątpliwości , załamań. To niemożliwe, aby czegoś takiego nie przeżywała. Myślę tu o wątpliwościach dotyczących i spraw politycznych, typu czy jej postawa i działalność mają szanse powodzenia i czy jest w tym sens, ale i spraw rodzinnych, czy nie myślała o innych mężczyznach przez tyle lat, z daleka od męża? Trudno mi uwierzyć, że była aż tak jednowymiarowa. Czy rzeczywiście nie odczuwała strachu? Tych wątpliwości, czy nawet buntu , lub chociażby chwil buntu, wobec całej tej sytuacji brakowało mi stronie zarówno męża , jak i dzieci. Sceny, gdy AUNG SAN SUU KYI rozpacza na wieść o chorobie męża i o jego śmierci to trochę mało.
Mimo tego wszystkiego całość robi wrażenie i skłania do myślenia, a ogląda się wszystko bez znudzenia.
Miałam to samo wrażenie... historia ciekawa ale trochę spłycona.
Owszem pokazali, że cierpi ale jakaś taka nazbyt "stalowa" była, bez żadnych niemal wątpliwości, bez zwątpienia w to co robi.
To samo jej dzieci - właściwie idealne. Zero problemów wychowawczych, zero prostestów, sprzeciwu, złosci.
Kto widział takich nastolatków, którzy w ogóle się nie buntują tylko przytulają sie do rodziców, okazują jak tęsknią itd.
Nie mam dobrych stosunków z matką, ale gdybym wiedział, że moja matka walczy za jakiś kraj, za mój kraj, nie widuję ją przez np. rok i nie wiem czy jeszcze żyje to też bym się do niej tulił przy każdym spotkaniu.
Film musiał być prostoliniowy, bo jak w dwóch godzinach pokazać paręnaście lat walki o przyszłość kraju.
Weźcie też pod uwagę trudność dostępu do informacji o niej i o jej otoczeniu. To, że ekipie Bessona udało się tyle wyciągnąć to i tak wielki sukces. Ja uważam, że film jest dobry, poruszający i pokazuje nam bardzo wiele.